NAJWAŻNIEJSZE WYDARZENIE MUZYCZNE MIJAJĄCEGO ROKU CO POZOSTAŁO W PAMIĘCI Teatr SCENA EL-JOT - KRAKOWSKA OPERA KAMERALNA
Scena teatralno-muzyczna, miejsce promocji młodych śpiewaków.
Anna Woźniakowska
* * * * * * * *
ZAGINIONA ZAIDE
Mozartowski singspiel po raz pierwszy na scenie w Krakowie. Utwór, znaleziony przez Konstancje, był niekompletny. Składał się z dwóch aktów, nie poprzedzała go uwertura, a wśród odnalezionych dokumentów nie było śladu libretta. "Zaide" powstało najprawdopodobniej jako głos w dyskusji toczącej się wówczas w Niemczech. Coraz częściej krytykowano wszechobecną operę włoską i domagano się stworzenia sceny, na której wystawiano by dzieła w języku niemieckim. Sam singspiel jako gatunek nie wzbudzał wówczas większego zainteresowania, ani kompozytorów, ani teatrów. Wyróżnikiem niemieckiej śpiewomowy jest to, że w miejsce recytatywów wprowadza się tekst mówiony (w wersji pokazanej na scenie Opery Kameralnej jest to tekst w języku polskim). Tematyka utworów - "Zaide" nie odbiega od schematu - była najczęściej sentymentalna, partie wokalne cechowała nieskomplikowana melodyka i brak elementów popisowych. Libretto do "Zaide" oparto na powieści "Das Serail" Franza Josefa Sebastianiego. Przypomina ono inne dzieło Mozarta - "Uprowadzenie z Seraju". Niestety, w oryginale "Zaide" nie posiada zakończenia - do dziś więc nie wiadomo, jaki koniec nadałby historii kompozytor. Od pierwszego wystawienia singspielu- a było to 140 lat temu- stosowane są różne warianty zakończenia, a rekonstruowany tekst bywa przedstawiany w dialogach lub za pomocą narratora. Krakowska Opera Kameralna zdecydowała się na to drugie rozwiązanie, a także na zakończenie wzięte, dosłownie z powieści Sebastianiego. Całość to krótki, trwający niecałe dwie godziny kameralny spektakl, z kilkoma zaledwie bohaterami. Partie śpiewane w niczym nie przypominają popisowych operowych arii, z wyjątkiem może pieśni Zaide (w tej roli świetna Kamila Kułakowska).
Monika Frenkiel
* * * * * * * *
Teatr "Scena El-Jot" działa w Krakowie już
15 lat. To z niego właśnie wyrosła Krakowska Opera Kameralna, którą od początku
(tzn. od roku 2004) kieruje małżeństwo artystyczne Jadwiga Leśniak-Jankowska i Wacław Jankowski. Oni też są współrealizatorami kolejnej, tym razem również
jubileuszowej premiery: singspielu W. A. Mozarta "Zaide". I zrobił to perfekcyjnie. 13-osobowy zespół orkiestry (kwintet smyczkowy, waltornia, flet, obój, fagot i klawesyn) brzmiał wyśmienicie operując pięknie zestrojonym dźwiękiem. Całkiem poprawnie wypadli również soliści, dysponujący raczej kameralnymi ale ładnymi głosami. Wyróżnić należy bez wątpienia tytułową Zaide- Kamilę Kułakowską. Jej partia jest spora i wcale nie łatwa. Artystka śpiewa z dużą kulturą i sprawnością wokalną. W pozostałych rolach wystąpili: Maciej Gallas (Gomatz), Przemysław Żywczok (Allazim), Paweł Fundament (Soliman), Michał Kutnik (Osmin) i Agnieszka Findysz (Seriban). Dialogi mówione powierzono z powodzeniem, narratorce - Magdalenie Kajrowicz (wygłaszała je w języku polskim, partie wokalne śpiewano po niemiecku). Całość inscenizacji (reżyseria, scenografia, kostiumy, ruch sceniczny, oświetlenie) znakomicie wkomponowana została w urokliwy wystrój sali Krakowskiej Opery Kameralnej i robiła bardzo dobre wrażenie. Dalszych takich spektakli w kolejnych latach!
Jacek Chodorowski * * * * * * * *
UDANE JUBILEUSZE
Scena El- Jot ma już piętnaście lat.
Jadwiga Leśniak - Jankowska i Wacław Jankowski z konsekwencją tworzyli przez ten
czas oryginalny teatr, w którym muzyka jest równoprawna słowu, a wystudiowany
gest ważniejszy bywa od tempa akcji. Jubileusz piętnastolecia sceny czczono w sobotę premierą nieznanego w Krakowie singspielu Mozarta zatytułowanego "Zaide". To pierwowzór późniejszego "Uprowadzenia z seraju", niedokończony przez kompozytora, ale pozostawiony jednocześnie w tak kompletnym stanie, iż już w połowie XIX wieku partytura "Zaide" została opublikowana i wystawia się ją na scenach operowych. Inscenizacja singspielu wymagała rozwiązania problemu tekstu mówionego. Czy powierzyć go śpiewakom, czy posłużyć się narratorem? W jakim języku wystawić utwór? W Krakowskiej Operze Kameralnej reżyser Wacław Jankowski opowiadanie treści akcji powierzył narratorce - Magdalenie Kajrowicz, podającej tekst w języku polskim ciekawie, choć w I akcie ze zbyt wielką celebrą. Partie wokalne śpiewane były w oryginale, czyli po niemiecku. Muzyka mogła w sobotę zadowolić najwybredniejszych słuchaczy przede wszystkim za sprawą świetnego przygotowania i prowadzenia spektaklu przez Tadeusza Wicherka, na co dzień pracującego w Warszawskiej Operze Kameralnej, a więc specjalistę od Mozarta. Bardzo dobrze brzmiała orkiestra, równie dobrze spisali się soliści, przede wszystkim Kamila Kułakowska - sopran z Bydgoszczy, odtwórczyni partii tytułowej, sprawnie i z wielką muzykalnością pokonująca karkołomne trudności Mozartowskiej muzyki. Dobrymi jej partnerami byli krakowscy śpiewacy: Maciej Gallas i Paweł Fundament - tenorzy, Przemysław Żywczok i Michał Kutnik - barytony oraz wspaniale wygimnastykowana Agnieszka Findysz. W sumie ładny spektakl na jubileusz. Życzymy dalszej owocnej pracy!
Anna Woźniakowska
* * * * * * * *
BURGUND, ZŁOTO I SŁODKIE ŁZY "Zaide" w reż. Wacława Jankowskiego w Krakowskiej Operze Kameralnej. Pisze Monika Partyk w Ruchu Muzycznym.
«Istniejąca od piętnastu lat Scena El-Jot
to teatr prywatny, a od dwu lat działa przy nim Krakowska Opera Kameralna -
jedyna prywatna taka Opera tego typu w Polsce. Jadwiga Leśniak-Jankowska i
Wacław Jankowski - twórcy teatru - od samego początku ustalili jego profil:
Scena El-Jot to teatr muzyczny sięgający do przeszłości, często ową przeszłość
wskrzeszający, w którym elegancki ruch i wystudiowany gest oraz stylowa, zawsze
wysmakowana oprawa plastyczna są elementami nie mniej od samej muzyki ważnymi.
Spektakle teatru cieszą ucho i oko, a domowa atmosfera pozwala zapomnieć, że
jesteśmy w poważnej, bądź co bądź, instytucji. Choć stałą siedzibę, w samym
sercu Kazimierza, Scena El-Jot znalazła dopiero przed siedmioma laty, dziś
trudno już wyobrazić sobie ulicę Miodową bez bramy z miodowym emblematem. Podstawową kwestią dla każdej inscenizacji "Zaide" jest wybór finału - reżyser Wacław Jankowski zdecydował się na zakończenie szczęśliwe. Tekst mówiony, po polsku, nie zabrzmiał w dialogach śpiewaków, przedstawiła go narratorka. Partie śpiewane zachowały język oryginału - niemiecki. Poprzedzenie opery, zgodnie z przyjętą praktyką, jednym z utworów Mozarta o wyraźnie wschodnich elementach, wprowadziło od początku w klimat Orientu. Wysoki poziom kameralnej orkiestry w dużym stopniu wynikał z doświadczenie dyrygenta - Tadeusz Wicherek od szesnastu lat prowadzi spektakle Warszawskiej Opery Kameralnej i uczestniczył we wszystkich kolejnych jej Festiwalach Mozartowskich, toteż ma w dorobku wszystkie dzieła sceniczne kompozytora. Również dla odtwórczyni roli tytułowej - Kamili Kułakowskiej Zaida nie była pierwszą rolą w Mozartowskim repertuarze. Pochodząca z Bydgoszczy młoda śpiewaczka, laureatka wielu konkursów, wiodła prym wśród wokalistów, a jej mocny i dźwięczny sopran pokonywał wszelkie meandry partytury z iście mozartowską lekkością. Technicznie nie ustępował jej tenor Maciej Gallas w roli Gomatza (debiutował przed laty jako Tamino w "Czarodziejskim flecie"), choć wyczuwało się, że to głos kalibru stworzonego dla opery kameralnej właśnie. Również i pozostali młodzi wykonawcy: baryton Przemysław Żywczok (Allazim), tenor Paweł Fundament (Soliman) i baryton Michał Kutnik (Osmin), nie rozczarowali, jak sądzę, słuchaczy. Recytacja czytającej z ozdobnej księgi narratorki Magdaleny Kajrowicz w intonacji i geście - jako element koncepcji reżyserskiej widowiska "z patyną" - była wręcz znakomita. Taniec i zmysłowość wprowadziła natomiast Agnieszka Findysz jako Seriban nadaremnie kusząca zdradzonego sułtana, mając za tło muzyczne jedyny komiczny numer opery - "arię ze śmiechem" stręczyciela Osmina. (...) Katarzyna Mucha ograniczyła scenografię do plastycznego skrótu Orientu, wykładając podłogę i ścianę wzorzystymi dywanami. Ich uzupełnieniem były dwa krzesła o egzotycznej linii, dwie czarki i dwie podwieszane kurtynki. Stylowość i urodę kostiumów Muchy mogliśmy docenić już w przedstawieniu "Satiro e Corisca" - w "Zaide" potwierdziła swój smak i talent. W strojach kobiet zdecydowanie postawiła na zmysłowość: wszystkie są w ciemnej burgundzkiej czerwieni, podobnie jak perełkowe przepaski na włosach i usta "Zaide". Burgund to również podstawowy kolor scenografii - w nim utrzymane są wyścielające podłogę kobierce. Dopełnia go złoto: szaty sułtana, desenie sukien, księga narratorki i wiszące kurtyny. Ów duet burgunda i złota wspaniale obrazuje opowieść o dwóch siłach: miłości i władzy. Ciekawym i pełnym uroku pomysłem choreografii Jadwigi Leśniak-Jankowskiej są "żywe obrazy" - ekspresyjnym, wystudiowanym gestom narratorki przeciwstawiona jest statyczność nieruchomych, wyłaniających się jakby "ex machina" postaci, których słowa odczytywane są właśnie z księgi. "Zaide", zdecydowanie słabiej niż inne singspiele, przypomina nam, że polską nazwą gatunku jest komedioopera. Chętniej już zgadzamy się na francuski odpowiednik - "comedie larmoyante" ("komedię łzawą"). Jest to niewątpliwie "poważny singspiel". Lecz powagą, jak to w singspielach, sentymentalną. O gatunku tym tak pisze poeta Jean-Pierre Claris de Florian: "Przez komedię uczuć rozumiem [...] taką, która oczom widza ukazuje postaci cnotliwe i prześladowane; ciekawą sytuację, gdzie namiętność walczy z obowiązkiem, gdzie honor triumfuje nad korzyścią; wreszcie taką, która umie nas pouczyć nie nudząc, rozczulić nie zasmucając, i która karze płynąć słodkim łzom, co jest pierwszą potrzebą czułego serca." Otóż to: słodkie łzy - nie słone i nie gorzkie. Taka jest "Zaide". I taki jest spektakl Krakowskiej Opery Kameralnej - nagrodzony, i słusznie, owacjami na stojąco. Rozczulający. Ale zawsze z umiarem, jak umiarkowana jest słodycz rodzynek - sułtanek - z których usypane jest serce na plakacie. Oczywiście złote. A pod nim, oczywiście, czerwone imię Zaide. Z rodzynką zamiast kropki nad "i".
Monika Partyk
* * * * * * *
*
|